Już prawie pół wieku żegluję po Mazurach, obserwuję ptaki i rozmawiam z ludźmi.

Strona główna

Banda Czworga

Statystyka

Programowanie

Po pracy

Kontakt

- A tego roku wziął mnie tatuś na ryby - powiedział pan Grzegorz, osiemdziesięcioletni Białorusin.

- zarzuciliśmy wędki, no, nie powiem, wypiliśmy po kuśtyczku. Tatuś powiedział: "Ty, synku, popatrz na spławiki a ja się ciutek zdrzemnę". Jak się zdrzemnął tak już się nie obudził.

Pan Grzegorz był staroobrzędowcem (starowiercem). Przed wojną mieszkał w okolicy Augustowa. W 1939 roku, jego okolica została zajęta przez Niemców. Z podsłuchanej rozmowy niemieckich żołnierzy Grzegorz wyłowił nazwisko leśniczego. Gdy zapadła noc, ruszył by go ostrzec. Szedł przez las całą noc. Przyszedł w samą porę. Ukryci w lesie widzieli patrol niemiecki, który przyjechał do leśniczówki.

Grzegorz uciekał od Niemców na wschód i zaraz został wcielony do Armii Czerwonej. Przeszedł szlak bojowy w głąb Rosji i z powrotem. Został ranny w 1944 roku w czasie nieudanego ataku Rosjan na Rygę. Po pobojowisku szedł oficer niemiecki i żołnierze z karabinami. Dobijali rannych. Niemiec stanął nad naszym Białorusinem i rozkazał: "Schiessen". Grzegorz: - Warum schiessen, ich auch Mensch. (Czemu strzelać, ja też jestem człowiekiem). Oficer zmienił rozkaz, kazał go znieść z pola do lazaretu. Później Grzegorz wylądował w stalagu na terenie Danii.

Pan Grzegorz siedział w obozie z Włochami. Lubił się później chwalić: - Ja italianskoj mowę znam i germanskoj mowę znam i ruskoj mowę znam i polskoj mowę znam, nu, naszu ojczystoj toże.

Wojna się skończyła, obozy zostały rozwiązane, żołnierze różnych krajów wracali do domów lub szukali jakiegoś kraju, by tam zamieszkać. Inaczej było z żołnierzami Armii Czerwonej, na mocy porozumienia zwycięskich mocarstw, zostali zapakowani do pociągów i, pod eskortą, wiezieni do łagrów. Grzegorz, już w pociągu dowiedział się, że jedzie "na białe niedźwiedzie". Z pociągu, jak to ujął, "bryznął".

Przekradał się w stronę domu. Gdy był blisko Augustowa, wpadł w łapy NKWD *). Tłumaczył się, że jest miejscowy i tylko spacerował po lesie. Kazali mu wymienić nazwy okolicznych miejscowości - zdał ten egzamin. Śledczy kazał go wypuścić.

To był rzadki wypadek w praktyce działania NKWD, nie uszedł uwadze wywiadowi AK. Grzegorz nie uszedł daleko - zastał zatrzymany przez "leśnych" z podejrzeniem kolaboracji. Szczęście go nie opuszczało. Dowódcą oddziału okazał się, uratowany przez niego leśniczy.

Żona pana Grzegorza była córką popa, wnuczką popa, prawnuczką popa itd. Pod koniec lat siedemdziesiątych "odkręcono śrubę" i można było odwiedzić rodzinę w Związku Radzieckim. Grzegorzowie pojechali do Białorusi odwiedzić siostrę pani Grzegorzowej. Przywieźli stamtąd biblię należącą do ojca, dziadka, pradziadka itd. Było to opasłe tomisko oprawione w skórę, zapinane złotą klamrą. Papier czerpany. Tekst w języku starocerkiewnosłowiańskim wydrukowany był bez użycia ruchomej czcionki - każda strona była wydrukowana przy pomocy dwóch stempli- czerwony inicjał i czarny tekst. Biblia, zapewne pochodziła z XVI w. Została przewieziona "luzem" w otwartej reklamówce. Nowi właściciele nie orientowali się w wartości inkunabułu. Poinformowani, przekazali biblię do klasztoru starobrzędowców w Wojnowie koło Ukty.

Pan Grzegorz był "niegramotny" ale prowadził korespondencję. Wyglądało to tak: 1. Przychodził listonosz z listem. 2. Grzegorz szedł do wsi po pół litra. 3. Z listem i flaszką udawał się do miejscowego poety. 4. Osuszali butelkę czytając list i formułując odpowiedź. 5. Nastepnego dnia Grzegorz znów szedł do wsi i wysyłał list.

Pewnej jesieni, pan Grzegorz żegnał się z nami serdeczniej niż zwykle. Mówił, że to na zawsze. Okazało się, że miał rację.

PIOTR LINDNER

(Łódź)

*) NKWD - radziecka policja polityczna. Oficjalna nazwa: Narodnyj komissariat wnutriennich dieł (Ludowy Komisariat Spraw Wewnętrznych). Nieoficjalne rozwinięcie skrótu: Nieznajesz Kagda Wiernus Damoj (Nie wiesz kiedy wrócisz do domu).