W nocy z 19 na 20 października 1984 r. oficerowie Służby Bezpieczeństwa (SB) zamordowali księdza Jerzego Popiełuszkę.

Strona główna

Banda Czworga

Statystyka

Programowaniev

Po pracy

Kontakt

Tales z Miletu

Ksiądz Stefan Miecznikowski pracował wtedy w kościele Jezuitów w Łodzi przy ul. Sienkiewicza 60. Zarządził upamiętnienie księdza Jerzego i jego ofiary przez poświęcenie stosownej tablicy.

Uroczystość odbyła się w styczniową niedzielę. Już w sobotę, delegacje zakładów pracy z Łodzi i okolic przynosiły wieńce do salki przykościelnej (obecnie sali im. księdza Jerzego Popiełuszki) i otrzymywały pokwitowania ze stemplem parafii.

W niedzielę, po dwie osoby z każdego zakładu, zabierały swoje wieńce i udawały się do kościoła. Główne wejście było zamknięte. Wchodzili boczną furtką. Stałem w tej furtce i sprawdzałem wchodzących: dwie osoby, wieniec, pokwitowanie, proszę bardzo! Pokwitowania podawali jak relikwie.

W pewnej chwili poczułem, że ktoś przeciska się za moimi plecami. Cofnąłem się i przyparłem intruza do słupka furtki. Chłop był mojego wzrostu i pchał się dalej. Już prawie się przepchnął ale musiał zmienić nogę, wtedy udało mi się złapać drugiego słupka. Taraz ja byłem nie do ruszenia i tamtemu wyciskałem flaki. Zaczął się wycofywać, więc go wypuściłem i wyjaśniłem zasady. Odszedł a ja wróciłem do pracy - dwie osoby, wieniec, pokwitowanie, proszę bardzo!

Doszedł do mnie znajomy z Walnego Zebrania Delegatów "Solidarności" - Ja to widziałem, dobrze, że go nie wpuściłeś - to esbek, on mnie przesłuchiwał! Podniesiony na duchu, ćwiczę dalej - dwie osoby, wieniec, pokwitowanie, proszę bardzo!

Pod koniec kolejki zobaczyłem znowu tego samego faceta. Szedł z kolegą, mieli wieniec, na którym wcześniej pies się wyspał. Zastawiłem im drogę i zażądałem pokwitowania. Ten kolega wyciągnął z kieszeni pomiętą kartkę. Był na niej, niestety, stempel parafii. Wobec braku argumentów, wpuściłem ich z poczuciem, że wpuszczam lisa do kurnika.

Dwadzieścia lat później, w styczniu 2005 roku uczestniczyłem w pogrzebie księdza Stefana Miecznikowskiego. Wśród żałobników dostrzegłem mojego esbeka. Tym razem był sam i miał porządne kwiaty.

Piotr Lindner