Napisałem kiedyś tekst Wstydliwe epizody w naszej historii. o Polakach i Ukraińcach. Dodaję posłowie.

Strona główna

Banda Czworga

Statystyka

Programowanie

Po pracy

Kontakt

Wołyń, Bieszczady, Mazury.

Zaprzyjaźniony matematyk opowiadał mi kiedyś o swoich rodzicach. To byłi biedni rolnicy z okolic Puszczy Kampinoskiej. Przed wojną sprzedali swoje dwumorgowe gospodarstwo. Za uzyskane pieniądze nabyli dwie włóki czarnoziemu na Wołyniu. (1 włóka = 30 mórg). Ta lukratywna transakcja była dostępna tylko dla Polaków a nie dla miejscowych Ukraińców czy Białorusinów. Taka polityka rządu II RP tworzyła żyzne podglebie dla ziarna nienawiści sianego przez nacjonalistów Ukraińskich.

Zachowanie Ukraińców też nie było jednakowe. Matka innego mojego przyjaciela była nauczycielką języka polskiego na Wołyniu. Została ostrzeżona przez swoich uczniów o szykujących się pogromach. Uciekła i przeżyła.

Spędzając wakacje na Mazurach zaprzyjaźniłem się z panią Jarosławą i panem Józefem, rodziną ukraińską przesiedloną tam w wyniku Akcji Wisła. Byłem na weselach ich córek.

Pan Józef, jako młody chłopak, został wywieziony na roboty do Niemiec. Gdy wrócił po wojnie, natychmiast został wcielony do Ludowego Wojska. Jego stanowisko bojowe było w Terce w Bieszczadach. Miał w ręku młotek, obok wisiała szyna. Miał walić w tę szynę gdyby posłyszał nadchodzących ludzi. Pewnej nocy oddział UPA zaatakował posterunek. Józef rzucił młotek i tak długo uciekał aż dopadł do linii kolejowej. Wskoczył do pociągu towarowego. Wysiadł w obcym mieście, okazało się, że w Warszawie. Był bez dokumentów. Poszedł do kościoła i opowiedział swoją historię proboszczowi. Ksiądz zabrał go na cmentarz. Znaleźli grobek jakiegoś dziecka. Ksiądz odszukał to dziecko w księgach parafialnych i wydał Józefowi lipne świadectwo chrztu. Odtąd pan Józef żył pod zmienionym nazwiskiem. Zmarłe dziecko było od niego o rok młodsze co miało ten skutek, że Józef musiał dłużej pracować do emerytury, nie poważył się jednak przyznać do zmiany nazwiska i pod tym nowym nazwiskiem jest pochowany.

Pan Józef opowiadał mi o początku wojny. W jego wsi mieszkał komunista, uczestnik szturmu na Pałac Zimowy. Sąsiedzi traktowali go przyjaźnie, jak nieszkodliwego idiotę. Gdy w '39 weszli tam Rosjanie, poczuł, że chwycił Pana Boga za nogi.

Na początku swych rządów, bolszewicy zarządzili wybory. Na zebraniu przedwyborczym pułkownik Armii Czerwonej wyciągnął kartkę i odczytał nazwiska ludzi, których należało wybrać. Nasz komunista zaprotestował, jego zdaniem było to wbrew zasadom leninowskim. Pułkownik wysłuchał, po czym odczytał nazwiska raz jeszcze. Komunista znowu zaczął swoje wyjaśnienia. Pułkownik rzekł: „Nu, gołubczyk, ty mienia zapomnisz” (Zapamiętasz mnie, gołąbeczku) i zamknął zebranie. Tej nocy komunista znikł i nikt go już więcej nie zobaczył.

Pan Józef lubił ze mną rozmawiać, szczególnie, gdy było czym zwilżyć gardło. W trakcie tych rozmów rozrzewniał się i mówił – Panie Piotrze, mam trzech zięciów, wszyscy Polacy, czy mam ich pozarzynać? Szczęście się do niego uśmiechnęło: ostatnia córka wyszła za Ukraińca!